- Nie ma mowy, synu. - Shep zaczął zamykać drzwi.
- Będziesz miał to zeznanie. Zastępca szeryfa przystanął. - Co? - Wypuść mnie. Rozkuj mi kajdanki, a ja dam ci to, czego chcesz. - Nevada był zdesperowany, nie przejmował się konsekwencjami. Shep zawahał się i spojrzał na Viancę, która przytulała bratanka, niespokojna i udręczona. Mężczyźni krzyczeli. Kobiety piszczały. - Zrób to, Marson. - Dobrze. Wypuszczę cię. Ale kajdanki zostają. A jeśli mi zwiejesz, Smith, to przysięgam, że najpierw będę strzelał, a dopiero potem zadawał pytania. Stoi? - Stoi. - Nevada się nie targował. Nie zależało mu na tym. Chciał tylko odnaleźć Shelby. 194 Shep otworzył drzwi i Nevada wysiadł z wozu. Gnał przez tłum, potykając się i ślizgając na gumowych wężach, nie dbał o to, że ludzie usuwają mu się z drogi i gapią na niego. Krew mocno pulsowała mu w żyłach, mózg zdawał się krzyczeć wniebogłosy. Pokonał ogrodzenie na tyłach domu, ignorując krzyki powstrzymujących go ludzi. Zobaczył, że coś porusza się przed nim w cieniu. Pognał tam szybko, strach dodawał mu sił. W zagajniku żywodębów wypatrzył sylwetkę Rossa McCalluma. Ross miotał się z jakąś kobietą, którą niósł na plecach. Shelby. Och, kochanie, obyś żyła. Nie możesz umrzeć, myślał zdesperowany. Kocham cię, Shelby, i nie mogę, nie chcę cię stracić. Shelby otworzyła oczy i natychmiast zrobiło jej się niedobrze. Jakiś mężczyzna niósł ją i próbował sforsować ogrodzenie, a z ciemnego nocnego nieba padał drobny deszcz. Kaszląc, wyczuła dym, zakręciło jej się w głowie i zaczęła krzyczeć, bo gdy płomienie rozświetliły noc, uświadomiła sobie, że jest z Rossem McCallumem. - Zamknij się! - Ciężko dyszał, a ona kopała go, gdy wspinał się na ogrodzenie, przytrzymując jej nadgarstki jedną ręką. Przerzucił ją sobie przez ramię; wiła się zapamiętale, czując, jak adrenalina dodaje jej energii. - Zabiję cię! - krzyknęła, kiedy zaczął pokonywać ogrodzenie. Wyrżnęła głową w konar drzewa i świat znowu zawirował jej przed oczami. Ale nie chciała dać za wygraną. Nie podda się bez walki. Ma dla kogo żyć, tak wiele jest do zrobienia. Elizabeth i Nevada... och Boże, musi pomóc Nevadzie. Zaczęła walczyć jeszcze zajadlej. - Na miłość boską... - Udało mu się wylądować po drugiej stronie ogrodzenia. Oboje leżeli na ziemi, po czym on usiadł na Shelby okrakiem i próbował stłamsić jej opór. - Teraz posłuchaj mnie... jeśli chcesz żyć i chcesz, żeby ta twoja córka wyrosła na kobietę, to będziesz robić to, co ci każę. - Elizabeth w to nie mieszaj. - Tylko pod warunkiem, że ty się uspokoisz, Shelby. Inaczej skrzywdzę ją - oznajmili wiedziała, że on nie żartuje. W jego oczach odbijał się piekielny blask ognia. Spocony przyłożył rękę do jej gardła. - A chyba nie chciałabyś, żebym ją skrzywdził, co? I nie chciałabyś, żebym jej zrobił to, co zrobiłem tobie, nie chciałabyś, żeby cierpiała, prawda? Shelby walczyła z obezwładniającym lękiem. Przez zaciśnięte zęby wycedziła: - Przysięgam ci, McCallum, że jeśli z twojego powodu choć jeden włos spadnie jej z głowy, to wytropię cię jak kłamliwego psa, którym jesteś, i ukatrupię gołymi rękami. - Spróbuj, Shelby dziewczę - odparł. Miał zaślinione kąciki ust. - Tylko spróbuj, do cholery. Wpatrywała się w niego i widziała czystą radość w jego oczach, ale za jego plecami na ogrodzeniu pojawił się jakiś mężczyzna. Kiedy Nevada znalazł się na ziemi, serce jej podskoczyło. Brzęcząc kajdankami, dopadł McCalluma. - Co jest, kurwa? - McCallum wił się bezradnie. Shelby się odsunęła. Nevada przerzucił ręce nad jego głową i łańcuch łączący kajdanki znalazł się na tchawicy Rossa. - Złaź ze mnie! - wrzasnął McCallum. - Nigdy. - Nevada mocno szarpnął kajdankami, ściągnął łańcuch. 195 McCallum zawył z bólu i przerażenia. Na twarzy Nevady widać było wielkie napięcie. Znowu poruszył się gwałtownie. Wytrzeszczone gałki oczne Rossa były białe. Chwycił łańcuch, który wrzynał mu się w gardło i odcinał dopływ