- Oczywiście. Nie było nikogo.
- Zdjął pan odciski palców? Szeryfowi oczy stanęły w słup. - Co, do diabła, można zyskać, zbierając odciski w samochodzie? Po pierwsze, deska rozdzielcza i wykładzina drzwi są zbyt szorstkie, żeby odciski się utrzymały. Po drugie, powierzchni gładkich, na których można by znaleźć odciski - klamki, klamry, kierownica - dotykało tylu Dicków, Tomów i Harrych, że nie byłoby szans na znalezienie choć jednego ostrego śladu. Zwłaszcza kiedy stosuje się standardowe procedury śledcze... - Rozumiem. Jest pan najwspanialszym policjantem, jaki kiedykolwiek żył, i nie istnieją żadne dowody na to, że w samochodzie siedziała druga osoba. - Żeby pani wiedziała! Wreszcie się w czymś zgadzamy. Rainie uśmiechnęła się chłodno, po czym pochyliła się w jego stronę. - Sprawdził pan drzwi po stronie pasażera? Oczy Amity'ego wyraźnie się zwęziły. - Właściwie... - Drzwi dały się otworzyć? - Oczywiście. - I szukał pan na nich odcisków? - Tam są gęste krzaki. Niewiele widziałem. - Ale szukał ich pan, szeryfie? Dlaczego pan szukał? Szeryf Amity umilkł. W końcu powiedział: - Nie wiem. AA - Miączy nami. - Nie wiem. - Zupełnie prywatnie. Dalej badał pan tę sprawę, nawet wtedy, gdy wiedział pan, że ofiara nie przeżyje. Jak był pan łaskawy wskazać, wy, chłopcy z prowincji, jesteście za bardzo przepracowani, żeby od niechcenia robić takie rzeczy. Coś pana zaniepokoiło. Pana nadal coś niepokoi. Jestem gotowa się założyć, że wcale się pan nie zdziwił, że tu przyjechałam. Szeryf Amity milczał dalej. Kiedy już myślała, że wciąż będzie zgrywał twardziela, on powiedział nagle: - Wydawało mi się, że nie jestem sam. - Co? Zacisnął usta. Potem dodał pośpiesznie: - Stałem obok samochodu, patrząc na tę biedną dziewczynę, a kierowca ciężarówki wymiotował za moimi plecami. Mogłem przysiąc... Mogłem przysiąc, że słyszałem czyjś śmiech. - Co?! - Może to wszystko działo się tylko w mojej głowie. Jezu! Słońce jeszcze nie wzeszło, a na wiejskich drogach o tej porze robi się trochę dziwnie. Po obu stronach rosną drzewa i gęste zarośla, których nikt nie przycinał chyba od pięćdziesięciu lat. Gdyby ktoś chciał, znalazłby w nich półtoramiliona świetnych kryjówek. Rozejrzałem się, popatrzyłem na okolicę. Ale niczego nie wypatrzyłem. Prawdopodobnie coś mi się przywidziało. Rzygający samarytanin też niewiele pomagał. Omal nie zabrudził mi spodni. - Chcę obejrzeć ten samochód. - Powodzenia. - Niech pan da spokój! Krótkie oględziny na parkingu. Amity pokręcił głową. - Minęło czternaście miesięcy. Wóz stał na naszym parkingu, dopóki nie zabrała go firma ubezpieczeniowa. To było wiele miesięcy temu. Prawdopodobnie odholowali go do jakiegoś warsztatu i już dawno rozebrali na