Nie chciał, by pomyślała, że w środku nocy zaatakowała ją
jakaś przerażająca istota. - Tatusiu? Jej głosik drżał. -Tak, księżniczko. -Czy jesteś na mnie zły? - zapytało dziecko. -Och, nie, myszko! Skąd ci to przyszło do głowy? -Nigdy do mnie nie przychodzisz - wyjaśniła. -Ale teraz tu jestem, prawda? Zrobił to, czego nie powinien. Wyciągnął do niej ręce i wziął ją w ramiona. Kot zaprotestował. Uniósł więc zwierzaka i położył go na poduszce. Kelly zarzuciła mu rączki na szyję i przywarła do niego mocno. Gardło mu się ścisnęło. Cicho, uspokajająco wyszeptał jej do ucha: -Kocham cię, Kelly. Bardzo cię kocham. Tak się cieszę, że tu jesteś. -Naprawdę? -Och, tak, skarbie, oczywiście, że tak! Kocham cię. Żałuję, że nie mogę wyjść razem z tobą na zewnątrz, nie mogę bawić się z tobą na plaży. Ale to niemożliwe. -Dlaczego? - Bo... nie mogę wychodzić na słońce. Kłamstwo drapało go w gardle. - Czy twoje rany nadal bolą, tatusiu? Mama mówiła, że były głębokie. Richard zamknął oczy. Głębokie? Sięgały samej duszy. -Tak, myszko, czasami nadal bolą - powiedział zdławionym głosem. -Och. - Westchnęła ciężko. Jej ciałko było ciepłe i miękkie. - Kiedyś upadłam i rozbiłam sobie kolano. Bardzo długo mnie bolało. Richard czuł palenie w gardle. Na swój sposób córeczka okazywała mu współczucie, próbowała go zrozumieć. -Byłem taki samotny, zanim przyjechałaś, Kelly. -Ja też, tatusiu. - Jej małe ramiona zacieśniły uścisk. Dotykała teraz jego poharatanej szyi, ale zdawała się tego nie zauważać. - Kocham się. Bezwarunkowa miłość, powiedziała Laura. I wybaczenie? Pogłaskał ją po plecach, ukołysał. Marzył o tym, by nigdy nie wypuszczać z objęć swojego skarbu. Jej ramiona rozluźniły się w końcu. Zasypiała. Przesunął kotka i położył córkę. Przykrył je. Obie uroczo ziewnęły. Richard podniósł się z łóżka. -Nie odchodź jeszcze, tatusiu. Uśmiechnął się czule i wyszeptał: -Nie idę, myszko. Jestem tutaj. Usiadł w bujanym fotelu i wziął do ręki książkę z bajkami. Kelly otworzyła na chwilę oczy. Jej ojciec zaczął czytać: - Dawno, dawno temu, w odległej krainie, żyła sobie ślicz na, mała dziewczynka... Za wzgórzem, za kamiennym murem okalającym dom, Laura stała na plaży, z palcami stóp zagrzebanymi w piasku, z rękami w kieszeniach dżinsów. Światło księżyca lśniło na powierzchni wody. W jej włosach igrał wiatr. Przeszedł jej dreszcz po piecach. Coraz więcej deszczu i burz. Chyba trzeba oglądać wiadomości