- O, jest twoje śniadanie - powiedział Nikos, gdy
pokojówka ustawiła tacę na stoliku stojącym na tarasie. - Danny już zjadł i wypił trochę mleka. Wybacz, że zostawiam cię samą, ale mam mnóstwo zaległej pracy. Wyszedł, zostawiając ją w towarzystwie Danny'ego i młodej Greczynki, która w wyczekującej pozie stała przy stoliku. - Czy życzy pani sobie kawy? - spytała, kiedy Carrie wyszła na balkon. - A może jeszcze coś do jedzenia? - O, nie. Bardzo dziękuję - odparła Carrie. - Tu i tak jest więcej, niż dam radę zjeść. Dopiero kiedy zobaczyła oszroniony dzbanek ze schłodzonym sokiem pomarańczowym, poczuła, jak bardzo jest spragniona. R S - Może potrzymać dziecko, kiedy pani będzie się posilała? - pokojówka była pełna dobrych chęci. - Nie trzeba - Carrie się uśmiechnęła. - Dziękuję bardzo. Na pewno sami sobie doskonale poradzimy. Odetchnęła z ulgą, gdy pokojówka wreszcie sobie poszła. Nie była przyzwyczajona do tego, żeby obcy ludzie wyręczali ją w domowych czynnościach. Usiadła przy stoliku, posadziła sobie Danny'ego na kolanach, nalała pełną szklankę soku. Dopiero kiedy wypiła sok i odstawiła szklankę, zauważyła, jaki cudowny widok rozciąga się z balkonu. Nik wprawdzie wspominał, że jego dom znajduje się w górach, ale Carrie, nawet gdyby bardzo chciała, nie potrafiłaby wyobrazić sobie tak pięknej okolicy. Zieleń drzew na stokach gór sąsiadowała z opalizującą szarością gajów oliwnych w dolinie, by na samym dole przejść płynnie w turkusowy połysk morskich fal. Gdzieniegdzie wzbijały się w niebo wysokie smukłe cyprysy, spomiędzy zieleni przeświecała naga brązowa skała. Trudno byłoby sobie wyobrazić piękniejszy widok, zwłaszcza że dzień był słoneczny, typowy dla terenów położonych nad Morzem Śródziemnym. Carrie od kilku lat mieszkała w Londynie, gdzie z okien było widać domy po drugiej stronie ulicy. Nic więcej. Wcześniej, gdy mieszkała w domu wujostwa, okna jej pokoiku wychodziły na dach garażu sąsiadów. Nawet nie umiała sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy się mieszka w takim przepięknym miejscu. Dom Nikosa wybudowano na stromej skale, tak że pod balkonem znajdowała się przepaść. Za to korony R S cyprysów wyrastały ponad dach willi. Zupełnie jakby się mieszkało w domku na drzewie. Napasłszy oczy do syta, pomyślała wreszcie o napełnieniu żołądka. Wróciła do stolika i nadrobiła wszystkie stracone poprzedniego dnia posiłki. A potem rozparła się wygodnie w fotelu i westchnęła zadowolona. Miło było tak siedzieć na balkonie, napawać się