Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/fachowcy.warszawa.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra15/ftp/fachowcy.warszawa.pl/paka.php on line 5
- Jeśli on ją skrzywdzi... - zaczął gniewnie Jeremy.

- Jeśli on ją skrzywdzi... - zaczął gniewnie Jeremy.

  • Joachima

- Jeśli on ją skrzywdzi... - zaczął gniewnie Jeremy.

30 June 2022 by Joachima

Nancy wzięła go za rękę. - Jeremy, ona nie żyje. Ta nasza Mary już nie żyje. Dobrze mówię, Jessico, prawda? Przez chwilę panowało milczenie, gdyż Jessica zastanawiała się, ile może im powiedzieć. - Władca jest zły, jest niewyobrażalnie okrutny. Obawiam się, że Mary, która padła jego łupem, nie ma już nic wspólnego z tą osobą, którą znaliście i kochaliście. Owszem, będzie wyglądać i mówić jak ta sama dziewczyna, ale tak naprawdę będzie tylko spełniać jego rozkazy. Jej już nie ma, to on działa poprzez istotę, która tylko fizycznie jest dawną Mary. Jeremy, musisz być bardzo silny. Ze względu na jej dobro. - Żebym mógł ją zabić, tak? - spytał z goryczą. - Jeśli zajdzie taka konieczność. - Ale może udałoby się... - Nie masz pojęcia, z czym próbujesz walczyć. Musisz przez cały czas uważać i informować mnie natychmiast, gdy tylko ona się pojawi. RS 166 Rozumiemy się? - Zawahała się, po czym dodała, pragnąc, by naprawdę dotarła do niego powaga sytuacji: - Posłuchaj, Władca mnie nienawidzi, dlatego obierze was za cel, ponieważ wie, że się zaprzyjaźniliśmy. Czasem wybiera sobie ofiary dla czystej rozrywki, a czasem... - Urwała, by nie zdradzić za dużo. - Podejrzewam, że Władca postanowił zniszczyć moje życie, przy czym uderzy mnie najboleśniej, kolejno atakując bliskie mi osoby. Dlatego musisz być twardy, Jeremy, musisz oprzeć się Mary, choćby to było nie wiem jak trudne. Zrozum, ona ma rozkaz cię zabić. Nancy zmarszczyła brwi, ale najwyraźniej nie miała wątpliwości co do tego, w jak poważnym niebezpieczeństwie się znajdują. - On zrozumie, już ja o to zadbam - oświadczyła z całym przekonaniem. - Dobrze, chodźmy już - rzekł zgnębiony Jeremy. - Tylko wróćcie przed zapadnięciem zmroku - przestrzegła Jessica. - Czemu Władca chce cię zniszczyć? - To długa historia. Czekał na dalszy ciąg, lecz Jessica milczała uparcie, więc w końcu się poddał. - W porządku... Ale coś mi się zdaje, że ma to związek z tym jego dłuższym zniknięciem. Dlatego ty też na siebie uważaj, dobrze? - Będę uważać - obiecała. Kiedy wyszli, usiadła wygodniej, splotła ręce na kolanach, odetchnęła głęboko. - Nie poszło mi najgorzej - powiedziała na głos. RS 167 Potem wyjęła kalendarz z szuflady biurka i zaczęła metodycznie odwoływać wszystkie wizyty pacjentów zaplanowane na ten tydzień. Z wyjątkiem jednej. Sean ze znużeniem odchylił bolącą głowę na oparcie fotela i zamknął oczy, czekając, aż aspiryna zacznie wreszcie działać. Miał za sobą koszmarną noc i równie podły początek dnia. Zdążył już zadzwonić do rodziców Mary z informacją, że ciało ich córki znikło. W szpitalu huczało od plotek, przy czym krążyły dwie wersje wydarzeń. Według jednej zwłoki dziewczyny wykradł zboczeniec-nekrofil, według drugiej lekarz

Posted in: Bez kategorii Tagged: włosy do ramion falowane, sonia bohosiewicz, jak przestać kochać,

Najczęściej czytane:

– Znajdę. O co chodzi?

– Powiem ci na miejscu. – Hayes się rozłączył, a Bentz został ze złym przeczuciem. Tajemniczość i sekrety, to nie w stylu Hayesa. Coś się dzieje i nie jest to nic dobrego. Bentz zawrócił i wspierając się na lasce, szedł do samochodu. Nadal był obolały po nocnych ... [Read more...]

podał mu Bentz. ...

Odebrał po trzecim dzwonku. – Rick Bentz. – Ten sam Rick Bentz, który nie boi się śmierci? I wychodzi cało nawet z uderzenia ... [Read more...]

w tym dziwnym wypadku Cameron stracił nie tylko życie, ale także jedno jądro. Wyglądało na to, że utracił je, przelatując przez przednią szybę, bo w jego mosznie tkwiły odłamki szkła. Ta informacja nigdy nie przedostała się do prasy; w żadnym z artykułów donoszących o śmierci Camerona, które Atropos tak pracowicie wycinała z gazet, nie wspomniano o utracie jądra. Zdjęcie Camerona zostało pocięte, a potem przyklejone do drzewa. Kolory nieco wyblakły, fotografia przedstawiała Camerona z trójką jego bękartów... Sugar, Dickie Ray i Cricket. Atropos nie miała pewności, czy wszystkie są jego, ale było to możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne. Tak, Cameron zasłużył na taki koniec. Kolejna gałąź należała do Charlesa. Najstarszego syna. Cudowny, zawsze grzeczny chłopiec. Sportowiec, absolwent college’u, kształtowany na podobieństwo swego dumnego ojca. Charles od małego był przygotowywany do prowadzenia rodzinnych interesów. Niestety, zginął w przeddzień Święta Dziękczynienia od strzały nieznanego myśliwego. Atropos uśmiechnęła się, patrząc na spreparowaną fotografię Charlesa. Na zdjęciu Charles stał nad swoim trofeum - martwym niedźwiedziem, pierwszym zwierzęciem, które zabił z łuku. Zdjęcie zostało oczywiście pocięte, a potem starannie sklejone. Ale teraz wydawało się, że to niedźwiedź zabił Charlesa. Idealnie. Oto właściwy porządek rzeczy. Było wiele innych gałęzi, ale Atropos nie miała czasu delektować się wszystkimi morderstwami. Jeszcze tyle do zrobienia... Zastanawiała się, czy policja lub ktoś z Montgomerych odkrył, że zabójstwa nie były przypadkowe, że były perfekcyjnie zaplanowane i że w każdym z nich kryła się odrobina ironii. Jak łatwo kupić kradziony pistolet i zabijać ofiary z zaskoczenia! Ale przecież nie o to chodziło. Nie chodziło o odebranie życia, ale o sztukę zabijania, o to, by ofiary zdawały sobie sprawę z tego, że giną z jej ręki. Tak, skazani musieli wiedzieć, że ich los został przypieczętowany. Że nie mają żadnych szans. Że już nie uciekną. To podniecało. To była sztuka. To była magia. To był talent. Patrząc na drzewo śmierci, poczuła się lepiej. Krew tańczyła jej w żyłach. Serce biło równo i mocno. Drżała z podniecenia w oczekiwaniu na kolejne morderstwo. Spojrzała jeszcze raz na obcięty tułów Josha Bandeaux. Ziemia nie nosiła nigdy gorszego łajdaka. Zasługiwał na coś dużo gorszego niż to, co go spotkało. A głupi policjanci nawet nie wiedzą jeszcze, czy został zabity, czy popełnił samobójstwo. Jednak to irytujące. Trochę rozgłosu zaspokoiłoby jej potrzebę uznania... potrzebę, która zawsze ją napędzała. Ale te nędzne wycinki, które zebrała, nie były warte jej czynów. Znów spojrzała na drzewo. Wkrótce zapełnią się jego powyginane, złowieszcze gałęzie. Czas mijał. A jeszcze tyle do zrobienia. Cicho, miękko podeszła do biurka i wyjęła z szuflady fotografie. Ostrożnie, jakby to była delikatna talia tarota, potasowała je i rozłożyła na biurku zdjęciem do dołu. - Pałka zapałka, dwa kije... kto się nie schowa, nie żyje, kto nieschowany, ten zamordowany. Ostrożnie wybrała jedno zdjęcie i odwróciła. Amanda. ...

79 Urodzona jako druga. Bystra, piękna, odnosząca sukcesy. Amanda Montgomery Drummond. Ze swoimi małymi demonami... czy też demonkami. Tak, nadeszła kolej na najstarszą córkę. Na zdjęciu Amanda ubrana w strój do tenisa opierała się o wypolerowany błotnik małego sportowego samochodu. Wiśniowy triumph TR-6 rocznik 1976, jej duma i radość. Ojciec, zanim zginął przedwcześnie, zdążył jej podarować ten wóz. Uśmiechała się szeroko, oczy skryła za okularami słonecznymi, a mahoniowe włosy związała w koński ogon. Wysoka, wysportowana, utalentowana... dwa fakultety ukończone z wyróżnieniem i do wyboru kariera lekarza lub prawnika. Nie była wrażliwa z natury, jej celem było głównie zarabianie pieniędzy, więc wybrała prawo. No i bardzo dobrze. Byłaby okropnym lekarzem. - Nadszedł twój czas - wyszeptała Atropos do uśmiechającej się ze zdjęcia Amandy. - Czy rodzina się zdziwi? A może po prostu poczują ulgę? Jesteś suką, wiesz o tym. - Nić życia Amandy była już przycięta, gotowa i przyklejona w odpowiednim miejscu drzewa rodowego. To, co zaplanowała dla Amandy, na pewno przyciągnie uwagę rodziny. Zaczęła zbierać fotografie, ale w pośpiechu upuściła dwie na podłogę. Zafurkotały i upadły na kafelki. Dwie fotografie. Pierwsza - zdjęcie Caitlyn z dzieciństwa. Roześmiana dziewczynka huśta się na starej linie przywiązanej do potężnej gałęzi dębu, którego korona zwiesza się nad wodą. Drugie zdjęcie przedstawiało Bernedę - matkę. Ręce miała przyciśnięte do piersi, stała nad tortem urodzinowym z siedemdziesięcioma pięcioma jasno świecącymi świeczkami. Tuż za nią - Lucille, w cieniu, tak jak zawsze. Zawsze doglądająca, nigdy niedoglądana. Cóż, nadszedł czas, żeby pozwolić Lucille odejść. Matka będzie musiała spotkać się ze swoim przeznaczeniem. Odnalazła nić życia Bernedy... była idealnie przycięta. A co z Caitlyn? Atropos spojrzała na czerwono-czarną nić jej życia i westchnęła. Na razie oszczędzi Caitlyn. Ale tylko na razie. Nie na długo. Atropos jeszcze raz spojrzała na zdjęcie, na poszarpaną linę, której niczego niepodejrzewająca Caitlyn trzymała się tak kurczowo, jakby chodziło o jej życie. Cóż za zbieg okoliczności. Atropos dotknęła palcem nić życia Caitlyn... była tylko nieznacznie dłuższa od nici jej matki. Dziecko na zdjęciu zdawało się do niej uśmiechać. Głupia, głupia dziewczynka. Rozdział 13 Gdzie pani była tej nocy, kiedy zmarł pani mąż? Caitlyn machinalnie głaskała Oskara. Spodziewała się tego pytania, ale i tak wytrąciło ją z równowagi. Siedziała przy kuchennym stole, a naprzeciwko niej policjanci, Reed i Morrisette. - Przecież mówiłam już, że wyszłam z domu - wyjaśniła. Chyba jednak źle zrobiła, godząc się na tę rozmowę. Kiedy zadzwonił Reed i zapytał, czy może przyjść, nie protestowała. Teraz pomyślała, że może powinna była domagać się obecności adwokata. - Miałam się spotkać z siostrą na nadbrzeżu w barze The Swamp, ale coś ją zatrzymało i spędziłam tam wieczór sama. - Więc nie była pani tej nocy w domu swojego męża? 80 ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 fachowcy.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste